Szept po szepcie… nasze wędrówki za głosem kamienic
Szept drugi
Piękna, stara kamienica pohutnicza, wielkie mieszkanie, stojący na środku salonu czarny fortepian i Pani w średnim wieku z niemałym wilczurem.
Jak długo już pani tutaj mieszka?
Z westchnieniem –Od 1973 roku.
A jak się Pani tutaj mieszka?
Ogólnie dobrze, cicho, przyjemnie. Nie ma takiego ruchu, mam blisko do dworca i parku.
Co się zmieniło od momentu, gdy Pani się tu wprowadziła?
Tutaj naprzeciw była służba bezpieczeństwa, nie było samochodów, moje dzieci mogły się bawić na ulicy, grały w dwa ognie i w siatkówkę. Było bardzo sympatycznie. Teraz jest tu przedszkole i, niestety, samochodów dużo, ponieważ ludzie dojeżdżają do pracy.
Czy zamieniła by Pani mieszkanie w Gliwicach na mieszkanie w jakimś innym mieście?
Z uśmiechem na twarzy- Nie, dlatego, że mi się tu bardzo podoba.
Czy poleciłaby Pani mieszkanie w kamienicy?
Wolę kamienicę niż bloki. Tu się, po prostu, bardziej sympatycznie mieszka. Z młodymi jest inaczej, ale ze starszymi ludźmi, którzy tu już tyle czasu mieszkają, tyle co ja lub dłużej, wiąże mnie więź. Jesteśmy taką… można powiedzieć… rodziną. Nawet klucze bez obaw można zostawić u sąsiada, ponieważ wszyscy się znamy. W bloku jest inaczej – każdy jego mieszkaniec jest anonimowy. Dlatego poleciłabym mieszkanie w kamienicy. Sami sobie rządzimy nią, mamy własną wspólnotę.
Pani zdaniem, to jest to bezpieczna okolica?
Trudno powiedzieć, bo ja tu wieczorami nie chodzę, tylko z psem, ale słyszę młodych ludzi jak wracają z Rynku i się drą strasznie, lub biją. Ale jak moje dzieci były małe, to było spokojnie.
W Pani ocenie, Gliwice zmieniły się na gorsze czy na lepsze, od momentu kiedy się tu Pani wprowadziła?
Na lepsze - bo się rozwijają, a na gorsze - bo coraz mniej jest zieleni. Nie podoba mi się też ulica Zwycięstwa – są na niej teraz tylko banki i sklepy z komórkami, beznadzieja. Nie ma takich miejsc, gdzie człowiek mógłby sobie przysiąść, pomyśleć… To mi się zdecydowanie nie podoba. Miasto, w zasadzie, rozrasta się budynkami, a ja wolałabym, żeby stworzyć bulwary nad Kłodnicą, którymi mieszkańcy mogliby spacerować.
Gdyby Pani mogła coś w Gliwicach zmienić, co by to było?
Przywróciłabym tramwaje, mam do nich sentyment. A autobusy dużo smrodzą.
Gdy weszłam, w oczy rzucił mi się fortepian, chciałabym zapytać o niego…
Grała moja szwagierka i córka, jest z rodziny mojego teścia, ma ponad 150 lat. Grać można tylko podstawowe dźwięki, bo trzeba go wyremontować. Dziś już zresztą, od śmierci męża, nikt nie gra, tylko córka czasami kolędy na Wigilię.
Rozmawiała: Martyna Rabiej
 
 

    

Projekt dofinansowany ze środków Programu Operacyjnego Fundusz Inicjatyw Obywatelskich